pOBUDZONA w Berlinie 

Uczestniczka nieformalnej grupy młodych pOBUDZENI działającej przy Miejskiej Bibliotece Publicznej w Hrubieszowie – Żaneta Rudzińska była uczestniczką tygodniowego szkolenia w Berlinie. Pojechała tam dzięki współpracy biblioteki z Loesje Polska. Organizacja ta, co jakiś czas, uczestniczy w szkoleniach lub/i wymianach związanych z tematyką około-Loesje i ochrony praw człowieka, organizowanych przez Loesje z Berlina. Odbywają się one w ramach programu Erazmus+. 

Żaneta Rudzińska, jako jedna z trzech Polek wzięła udział w szkoleniu wyjazdowym dotyczącym aktywizmu online oraz walki z mową nienawiści w mediach. W wydarzeniu brało udział 7 państw: Gruzja, Słowenia, Armenia, Macedonia, Palestyna, Niemcy i Polska.

Relacja Żanety Rudzińskiej z Wyjazdu Integracyjnego w Berlinie (18-25 czerwca 2016 r.):

             Gdyby ktoś pół roku temu powiedział mi, że spędzę tydzień w Berlinie  z zupełnie obcymi ludźmi, wyśmiałabym go. Jeśli dostałabym taką propozycję teraz, z pewnością nie zastanawiałabym się co robić. Wsiadłabym w pociąg i pojechała do Berlina, by spotkać moją „międzynarodową rodzinę”.

             Zacznijmy jednak od początku, bo każda niezapomniana podróż zaczyna się w tym samym miejscu, a mianowicie w domu. Było czwartkowe popołudnie i właśnie miałam wychodzić na umówioną przejażdżkę rowerową, gdy zadzwonił telefon. To była pani Jola, jedna z bibliotekarek Miejskiej Biblioteki Publicznej w Hrubieszowie oraz mentorka nieformalnej grupy młodych (działającej przy bibliotece) pOBUDZENI, w której jestem. Pani Jola zapytała mnie, czy mam wolny czas od 18 do 25 czerwca i czy nie chciałabym pojechać na szkolenie. W związku z tym, że właśnie skończyłam szkołę i matura była za mną miałam mnóstwo wolnego czasu. Ucieszyłam się więc na tę propozycję. I wtedy pani Jola z radością oznajmiła mi, że szkolenie odbędzie się w BERLINIE. Początkowo myślałam, że się przesłyszałam i chodzi o Lublin, lecz gdy moja mentorka powtórzyła Berlin, zamarłam. W głowie pojawiły się tysiące pytań. Wydało mi się to nieprawdopodobne, że ja Żaneta, z takiego małego Hrubieszowa, gdzieś na krańcu wschodniej Polski ma możliwość wyjazdu do serca Niemiec. Wewnątrz mnie zapanował chaos i niedowierzanie. Pani Jola objaśniła mi, że dostała telefon z Warszawy od Emilki, która prowadziła w Hrubieszowie warsztaty kreatywnego pisania tekstów Loesje. Pani Emilka, należy do zespołu Loesje Polska i zaproponowała szkolenie w Berlinie właśnie mi. To było niesamowite! Taka szansa, ale co na to rodzice? Moje obawy okazały się niepotrzebne. Co prawda zmartwili się odległością i zaniepokoili o moje bezpieczeństwo, ale bardzo wspierali mnie w podjęciu decyzji o wyjeździe. Lecz w mojej głowie nadal panowała panika. Berlin to szansa, ale będę tam sama w śród obcych ludzi. Ciągły niepokój towarzyszył mi, aż do dnia wyjazdu. W międzyczasie rozmawiałam z panią Emilką i dowiedziałam się, że z Polski pojadą jeszcze dwie dziewczyny z Nałęczowa – Magda i Eryka. Uff… już nie będę sama, będzie nas trzy J Ciągle jednak nie mogłam w to wszystko uwierzyć…

           I stało się! 18 czerwca, byłam już na dworcu Warszawa Centralna i czekałam na pociąg do Berlina. W prawdzie byłam już w stanie kontrolować sytuację, ale ciągle towarzyszyło mi przekonanie, że to co robię, to czyste szaleństwo. Godzinę przed odjazdem pociągu poznałam moje towarzyszki, jedyne Polki, z którymi miałam spędzić tydzień na obczyźnie. Magdę zapamiętałam pozytywnie. Najbardziej jednak pamiętam jej włosy, które pierwszego dnia były mocno różowe i z każdym kolejnym dniem stawały się jaśniejsze, i jaśniejsze, by na sam koniec znowu stać się takie jak pierwszego dnia mega różowe J. Erykę natomiast pamiętam jako najbardziej odważną i bezpośrednią osobę. Nie bała się próbować rozmawiać po niemiecku, choć znała jedynie trzy słowa i to nie te bardzo nam potrzebne  xD. Na dworcu pożegnała nas pani Emilka, dostałyśmy przypinki i wlepy oraz życzenia udanej podróży i pobytu. Po ok. 5 godzinach dotarłyśmy do Niemiec. Wysiadłyśmy na stacji Ostbahnhof. Trzy młode dziewczyny, same w obcym kraju, dopiero teraz zaczęły się schody… Zupełnie nie wiedziałyśmy jak z tej stacji mamy dostać się do hotelu. Kiedy wyszłyśmy z pociągu, miałyśmy udać się na S5, tylko co to właściwie jest S5? Okazało się, że w kraju gdzie drugim językiem zaraz po ojczystym jest angielski, panie w informacji zupełnie o tym nie wiedziały. Ku naszemu zdziwieniu nikt nie mówił w językiem angielskim. To dopiero ironia losu. Szczęścia miałyśmy jednak więcej niż rozumu. Spotkałyśmy bardzo pomocnych ludzi, którzy okazali się Polakami. Pierwszy pan pomógł nam kupić bilety i wyjaśnił, że S5 to kolejka. Kolejna pani pomogła nam wsiąść do właściwej kolejki, a inna oddała nam swoją mapę, która przydała nam się przy każdej podróży po Berlinie. Dzięki pomocy innych ludzi udało się dotrzeć do hotelu, gdzie przywitała nas Marina i przydzieliła do pokoi. Ja byłam w pokoju ze Słowenką Aną i Gruzinką Teoną. Od samego początku bardzo się polubiłyśmy. To właśnie z nimi spędziłam najwięcej czasu, a strach przeminą natychmiast. Pierwszy dzień poświęcony był na zakwaterowanie, dopiero drugiego dnia poznaliśmy plan działania. W szkoleniu brało udział 7 państw: Gruzja, Słowenia, Armenia, Macedonia, Palestyna, Niemcy i Polska. Projekt zorganizowany był w ramach programu Erasmus +, temat dotyczył mowy nienawiści i aktywności internetowej. Właściwe zajęcia rozpoczynały się drugiego dnia pobytu. Głównymi prowadzącymi byli Kyrro i Marina, pomagała im Rola i Ihab. Każdy wykład poprzedzało ćwiczenie na pobudzenie. Było to bardzo przydatne zwłaszcza rano. Te aktywności pozwalały uruchomić nasze mózgi. Czynności okazywały się często dziecinne, ale każdemu przypadły do gustu. I tak stawaliśmy się kurczakami, wojownikami ninja czy śpiewaliśmy piosenki m.in. o bananach. Po aktywnościach, które zazwyczaj odbywały się na powietrzu, wracaliśmy do hotelu i braliśmy udział w wykładach. Słuchaliśmy prelekcji, przedstawialiśmy różne pomysły działania, wyrażaliśmy swoje zdania i tworzyliśmy projekty. Braliśmy udział w międzynarodowych warsztatach kreatywnego pisania tekstów Loesje.  Na koniec robiliśmy grupowy uścisk (HUG). Po każdym dniu następowały refleksje grupowe. Polegało to na wyrażeniu swojej opinii w mniejszym gronie (byliśmy przydzielani). Spostrzeżenia dotyczyły tego, co robiliśmy oraz ogólnego samopoczucia. Wieczorami zazwyczaj spędzaliśmy czas razem rozmawiając, bawiąc się i poznając inne kultury. Jeden dzień w środku tygodnia był przeznaczony na wyjazd do Berlina i zwiedzanie go. Dzięki spędzaniu czasu razem staliśmy się „międzynarodową rodzinką”.

             Czas jednak płyną bardzo szybko, a my nie chcieliśmy się rozstawać. Dzień wyjazdu był dla nas najgorszy, bo musieliśmy się pożegnać, jednak wspomnienia i nowe przyjaźnie zabraliśmy ze sobą do naszych krajów i domów.

             Tydzień spędzony w Berlinie okazał się najlepiej wykorzystanym czasem. Dzięki temu wyjazdowi dużo się nauczyłam, poznałam nowych ludzi i zdobyłam przyjaźnie. Cieszę się, że miałam możliwość uczestniczyć w tak wspaniałym projekcie!

              Przesłanie „carpe diem” stało się moim życiowym drogowskazem.

                                                                                                  Żaneta Rudzińska


opublikowano: